niedziela, 30 marca 2014

Dzień dobroci dla zwierząt.
Mama na działce obrabia przyszłe płody rolne.
Dzieć dostąpił zaszczytu spotkania z tatusiem.
A ja leżę do góry brzuchem, objadam się i kontempluję swój rosnący brzuch. Wyrzuty sumienia włączą się, gdy skończą się czipsy.

A już za chwileczkę, już za momencik...piątek z Pankracym zacznie się kręcić ;)
U nas co prawda, wtorek, i Lublin, ale tekst fajny i śpiewam go sobie co jakiś czas.
Jedziemy na terapię i do neuropsychiatry. Niech tam zajrzy młodemu do głowy i oceni co na miejscu a co nie. Może mu rozprostuje zwoje i skręci z powrotem na papiloty?

Może tym razem ogarnę się i nie zapomnę aparatu. Tym bardziej, że od przychodni mamy rzut beretem na Starówkę.

sobota, 22 marca 2014

sezon działkowca

Wiesna, wiesna przed nami. Najpiękniejsza pora roku. Zieleni się tu i ówdzie, ptaszęta zawodzą, człowiek pełniej oddycha. Czuć jakiś powiew nadziei. Wiary w lepsze jutro.

A u nas rozpoczęty sezon działkowca.
Pojechali my, pokopali, grządki opielili, suche badyle spalili.
Pogoda dopisała, więc cały dzień na dworze był miłym urozmaiceniem w monotonnym żywocie pozimowym.
Niestety wiosna kapryśna i jutro już tak ładnie ma nie być.

poniedziałek, 17 marca 2014

Młody dostał w schedzie po Zuzi, wnuczce przyjaciółki babci kolorowy stoliczek z szufladkami.
Szufladki są trzy a wedle dziecia jest coś około trzydzieści trzy.
Usiłuje upchnąć w nim wszystko, łącznie z samym sobą. I tym przemiłym sposobem mam porządek w pokoju i spokój, bo dzieć zajęty szufladkami i sobą.

A jutro śmigamy na wycieczkę krajoznawczą do Lublina, niestety/stety pociągiem, gdyż ponieważ albowiem, mój były-wspaniały uważa mnie za, ładnie i delikatnie rzecz ujmując jebniętą.
Bo niby po co do Lublina, skoro w Radomiu są dwa ośrodki, oferujące behawioralną, psychologiczną i pedagogiczną terapię?
Nie istotne, że w Lublinie mamy lekarza współpracującego czynnie z terapeutami. Nie istotne, ze w Radomiu terapie są, niedelikatnie i nieładnie rzecz ujmując kiepskie. Istotny jest fakt, że były-wspaniały musi płacić alimenty i ja będę miała zdecydowanie za dobre papiery do przedstawienia panu sędziemu w sprawie o obniżenie alimentów.
Ech, niedzielni tatusiowie...

niedziela, 16 marca 2014

Tytanem być

Sierpień 2013-Marzec 2014 rzut beretem. Bo niby co to jest pół roku?
Kilka ludzików z kasztanów, ze trzy wypady na sanki, jeden bałwan. Styknie.
Bo tak poza tym, to co miało się zmienić?
Szlajamy się z jednej terapii na drugą. Ćwiczymy, zemścimy, konwersujemy. To z synem.
Ja jako ja, czyli jednostka bez dziecia na przyczepkę, kursuję po sądach, szprycuję się nowymi lekami-cud, odstawiam walkirię i zastanawiam się czy na zewnątrz widać, żem mała, strachliwa mysza.

piątek, 9 sierpnia 2013

Czytam po raz kolejny "Chustkę" Joanny Sałygi.
A niech to szlak. Nie znoszę, gdy coś wciągnie mnie do tego stopnia, że oderwać się nie mogę.
Czytam w domu przed snem, rano gdy cały dom jeszcze śpi, w autobusie, w pracy, w wannie, przy garach bulgocących żarciem.
Czytam gdzie mogę i gdzie bądź.
I choć mnie nie trawi tak paskudne choróbsko, a jedynie cywilizacyjna depresja mię dorwała, to zazdroszczę jej. Zazdroszczę tego, co miała, tego co dostała od ludzi. Tego, czego doświadczała na co dzień w domu. I pieprzyć dobra materialne. Nie o w tym wszystkich chodzi. Przecież świat się nie zawali gdy nie kupię sobie kolejnego łacha czy butli perfum.
Do czego zatem przydała mi się Chustka?
Do zastanowienia się nad sobą. Do dostrzeżenia jak cudownego mam syna. Do walki o siebie i swoją psyche. Przydała mi się do życia.
I eta, wsio. Kąpię syna i walę się na łóżko z Chustką. I znów mnie szlak trafia, ze nie mogę jej rzucić w kąt i zapomnieć.

wtorek, 6 sierpnia 2013

sklepy nocne i dzieniowe

Gdyby ktoś nie wiedział, nie słyszał, nie miał okazji, nie dotarła do niego ta arcyważna wieść, donoszę, ze są sklepy nocne i dzieniowe.
Dzieniowe czystsze, przestronniejsze, przejrzystsze, z panią ekspedientką można sobie poplotkować o nowej fryzurze sąsiadki spod piątki czy o rozdartym dzieciaku tych, wie Pani...
Ale w nocnych, to dopiero jest życie. Dużo prawd życiowych można wyłapać dla siebie, filozoficznych wywodów posłuchać. Ewentualnie za darmola podszprycować się w oparach alkoholowych.
Bo taki Pan Henio ma bardzo "ruklatywne, rukratywne, no lukrowe-dochodowe mam zajęcie. Zbieram puszki i wymieniam proszę pani na butelki" Puszki puste rzecz jasna z wymianką na butelki pełne. Zaś w środku szlachetny trunek pod frapującą nazwą "Zakazany owoc".
Obok kolega, Pan Zdzisław żyje z tego, ze ma lepkie raczki. Nie wiem, nie dotykałam, ale wierzę na słowo. "Bo czasem się uda, a czasem się zarobi na wyrko i pełną michę w państwowym blasku i ciepełku, bo zawiasy już zardzewiały. Tylko ta micha taka jakaś bez trunkowo-alkoholowego posmaku".
A dalej Pani Krysia. Blond-platyna, mokra włoszka z zadzierzgnietymi na odwłok rurami w kolorze wściekłej limonki. Peroruje, że najlepszą inwestycją na świecie są dzieci. Nie ważne, że co drugie słowo zatyka ją męczliwa, niech to cholera, czkawka. "Bo przecież mops ma obowiązek mię wezprzeć w tej trudnej i wyczerpującej roli kochającej matki, nie tak Panie Zdzisiu?"

I sami przyznajcie, gdzie ciekawiej i więcej dowiedzieć się można? No przecież blondyna spod piątki fryzurę za miesiąc zmieni, dzieciak tych no..., kiedyś skończy ryja drzeć i się zajmie czym pożytecznym.
A tu stała stałość i prawdy oczywiste na całe życie. Puszki są i będą, dzieci też na razie na skalę masową z probówek nie wyskakują a na wznak zawsze każdy może poleżeć.

a musi być tytuł?

Na początku było "Dziełek". Po kilku miesiacach i wielu próbach, toczeniu śliny, faflunieniu się udało się wypluć z ust "Adziełek".
A później?
Bogowie wdzięcznam jest i przeklinam w dwójnasób, bo opanować gadatliwości mojego dziecka w stanie nie jestem.
Niby powinien mruczeć coś w swoim dialekcie, ewentualnie seplenic jak półtoraroczne bobo a tu słowotok, lawina, wodospad i co tam kto jeszcze zdoła wymyślic.
Ech, lekarze, że ja wam wierzyłam niemal bezgranicznie. Że życie upłynie mi w ciszy, że jęzor bedę wyrywać, zeby "mama" wystękał potomek...
Księżycowe dziecię (Andrzej) i wredna matka (Ewa) witają.