piątek, 9 sierpnia 2013

Czytam po raz kolejny "Chustkę" Joanny Sałygi.
A niech to szlak. Nie znoszę, gdy coś wciągnie mnie do tego stopnia, że oderwać się nie mogę.
Czytam w domu przed snem, rano gdy cały dom jeszcze śpi, w autobusie, w pracy, w wannie, przy garach bulgocących żarciem.
Czytam gdzie mogę i gdzie bądź.
I choć mnie nie trawi tak paskudne choróbsko, a jedynie cywilizacyjna depresja mię dorwała, to zazdroszczę jej. Zazdroszczę tego, co miała, tego co dostała od ludzi. Tego, czego doświadczała na co dzień w domu. I pieprzyć dobra materialne. Nie o w tym wszystkich chodzi. Przecież świat się nie zawali gdy nie kupię sobie kolejnego łacha czy butli perfum.
Do czego zatem przydała mi się Chustka?
Do zastanowienia się nad sobą. Do dostrzeżenia jak cudownego mam syna. Do walki o siebie i swoją psyche. Przydała mi się do życia.
I eta, wsio. Kąpię syna i walę się na łóżko z Chustką. I znów mnie szlak trafia, ze nie mogę jej rzucić w kąt i zapomnieć.

wtorek, 6 sierpnia 2013

sklepy nocne i dzieniowe

Gdyby ktoś nie wiedział, nie słyszał, nie miał okazji, nie dotarła do niego ta arcyważna wieść, donoszę, ze są sklepy nocne i dzieniowe.
Dzieniowe czystsze, przestronniejsze, przejrzystsze, z panią ekspedientką można sobie poplotkować o nowej fryzurze sąsiadki spod piątki czy o rozdartym dzieciaku tych, wie Pani...
Ale w nocnych, to dopiero jest życie. Dużo prawd życiowych można wyłapać dla siebie, filozoficznych wywodów posłuchać. Ewentualnie za darmola podszprycować się w oparach alkoholowych.
Bo taki Pan Henio ma bardzo "ruklatywne, rukratywne, no lukrowe-dochodowe mam zajęcie. Zbieram puszki i wymieniam proszę pani na butelki" Puszki puste rzecz jasna z wymianką na butelki pełne. Zaś w środku szlachetny trunek pod frapującą nazwą "Zakazany owoc".
Obok kolega, Pan Zdzisław żyje z tego, ze ma lepkie raczki. Nie wiem, nie dotykałam, ale wierzę na słowo. "Bo czasem się uda, a czasem się zarobi na wyrko i pełną michę w państwowym blasku i ciepełku, bo zawiasy już zardzewiały. Tylko ta micha taka jakaś bez trunkowo-alkoholowego posmaku".
A dalej Pani Krysia. Blond-platyna, mokra włoszka z zadzierzgnietymi na odwłok rurami w kolorze wściekłej limonki. Peroruje, że najlepszą inwestycją na świecie są dzieci. Nie ważne, że co drugie słowo zatyka ją męczliwa, niech to cholera, czkawka. "Bo przecież mops ma obowiązek mię wezprzeć w tej trudnej i wyczerpującej roli kochającej matki, nie tak Panie Zdzisiu?"

I sami przyznajcie, gdzie ciekawiej i więcej dowiedzieć się można? No przecież blondyna spod piątki fryzurę za miesiąc zmieni, dzieciak tych no..., kiedyś skończy ryja drzeć i się zajmie czym pożytecznym.
A tu stała stałość i prawdy oczywiste na całe życie. Puszki są i będą, dzieci też na razie na skalę masową z probówek nie wyskakują a na wznak zawsze każdy może poleżeć.

a musi być tytuł?

Na początku było "Dziełek". Po kilku miesiacach i wielu próbach, toczeniu śliny, faflunieniu się udało się wypluć z ust "Adziełek".
A później?
Bogowie wdzięcznam jest i przeklinam w dwójnasób, bo opanować gadatliwości mojego dziecka w stanie nie jestem.
Niby powinien mruczeć coś w swoim dialekcie, ewentualnie seplenic jak półtoraroczne bobo a tu słowotok, lawina, wodospad i co tam kto jeszcze zdoła wymyślic.
Ech, lekarze, że ja wam wierzyłam niemal bezgranicznie. Że życie upłynie mi w ciszy, że jęzor bedę wyrywać, zeby "mama" wystękał potomek...
Księżycowe dziecię (Andrzej) i wredna matka (Ewa) witają.

niedziela, 28 lipca 2013

I chuj, że lubię, prostą i nieskomplikowaną muzykę. I chuj, ze cała moja natura prosta jak budowa cepa.
Czy ja muszę się komuś podobać? Czy coś w ogóle muszę?
Chcę i to się liczy.
Chcę żyć, cieszyć się słońcem co rano, maciejką za oknem i jaśminem, który rozkwita co roku u mamy na działce.
Chcę wychować syna na dobrego człowieka.
Chcę przestać myśleć, ze może być gorzej (będzie, to wiem).
Chcę ustać na nogach do końca roku i nie walić głową w ścianę.

Podobno czas leczy rany. Podobno potrzeba 5 lat, żeby wyjść na psychiczną prostą. Podobno, podobno, podobno... A pewnik? Mam prochy, mam łóżko z kołdrą, mam syna, mam słabą silna wolę, dzięki której trzymam się na krótkiej lince. I czasem tylko zrywa się linka a ja płaczę bezsilnie.
Dam radę? Cholera, dam. Bo w końcu większe tragedie za mną.

Grafomania trzyma mnie w pionie hehehehehe.

niedziela, 23 czerwca 2013

Jest burdel na stanie i nikt nie zaprzeczy.
Komplikuje się wszystko, bo ja nie umiem utrzymać języka za zębami. I każdy dobrze o tym wie. A kto nie wie, lub nie wiedział, to już miał okazję się o tym naocznie przekonać.
Trzeba się wziąć za mordę i trzymać krótko. Tylko walka z samym sobą najtrudniejsza podobno. A pal licho.